środa, 10 kwietnia 2013

Dzień ekstremalny.

Dzisiaj trochę się wydarzyło.
Zanim jednak przejdę do rzeczy to chciałabym powiedzieć, że jestem z siebie dumna
bo jak na razie zaliczanie prac nie sprawia mi większych problemów.
Możliwe, że jest we mnie namiastka inteligencji która powoli zaczyna się ujawniać xd
Dobra, dobra. Dosyć przynudzania.
Pewnego dnia czyli dzisiaj byłam sobie w szkole. Na korytarzu w naszym kąciku tam gdzie zawsze z towarzystwem.
Chodziłam sobie po schodach. W sumie nie wiem czy można to nazwać chodzeniem.
Stawałam tylko na krawędziach.
No i tak chodzę, chodzę. Nagle noga mi się ześlizgnęła ze stopnia i wylądowałam na ziemi.
To jeszcze nic.
Potem Ola przyłączyła się do mojej ciekawej zabawy xd
Co zakończyło się tym samym tylko, że z podwójną dawką bólu ;_;
Oooo tak.
Jak już zadzwonił dzwonek spieszyłyśmy się na matematykę.
Stałam centralnie przy schodku, a Ola obok mnie. Rozmawiałyśmy w tym czasie z Kubą ;d
Właśnie miałyśmy iść do sali kiedy wspaniałomyślna Ola postanowiła mnie popchnąć.
A to, że akurat miałam przełożoną rękę przez jej plecak to czysty przypadek.
Ucierpiałyśmy obie.
Pierw ja spadłam na nogę i rękę, a potem ona obijając się udem o stopnie upadła na mnie.
Zjechałyśmy całkowicie na podłogę, a ja jeszcze uderzyłam łokciem o kraty.
*BRAWA*
To było przy głównym holu.
Wzrok tych wszystkich osób był po prostu bezcenny ;D
Wszyscy zaczęli się śmiać, łącznie z nami xd
Przez całą matematykę ubolewałam w śmiechu.
Mam chyba uszkodzony łokieć, kolano i ramię.
To nadal nie wszystko ;3
Potem na lekcji podczas pracy klasowej rozdrapałam sobie strupa do krwi.
Wszyscy się mi dziwnie przyglądali. No nieważne.
Na ostatniej godzinie, godzinie wychowawczej uczyłam się do biologii bo miałam pisać. 
Nagle pani mi powiedziała, że z testu z niemieckiego dostałam 4 i mam przyjść po pracę. 
Ja taka rozentuzjazmowana pobiegłam w podskokach.
Po drodze oczywiście musiałam coś zrobić.
Podczas skoku, uderzyłam z wielką siłą w róg ławki :)
Przez następne 10 minut nie mogłam ruszyć ręką.
Jakby tego było mało to spadł mi długopis, gdy zamachnęłam się by po niego sięgnąć przywaliłam brodą o krawędź ławki. Ała.
W połowie godziny, naszła nas dzika myśl. Straszne opowiadania.
Uzbierała się mała grupka i się zaczęło.
Artur nie chcący się popluł, w sumie ławkę, ale nie ważne, położyliśmy na to odwrócone krzesło.
Kiedy przyszła kolej na mnie, usiadłam akurat w takiej pozycji, że to coś co ja nazywam taką jakby przyboczną grzywą, zasłoniło mi kompletnie jedną nóżkę krzesła ;d
Opowiadam, opowiadam. 
I akurat miałam zrobić akcję końcową, tak krzyknąć. W sumie zrobiłam to z małym bonusem.
Przyłożyłam celnie głową w tą nóżkę.
No oczywiście, hahahahaha.
Żadna z tych sytuacji nie sprawiła mi przykrości. Wręcz przeciwnie, były nadzwyczaj śmieszne ;d 
Tylko teraz zadaję sobie pytanie. Nie ma dnia w którym bym nic sobie nie zrobiła...
TO JAKIM CUDEM JA JESZCZE ŻYJĘ?
A tym bardziej.. DLACZEGO NIC JESZCZE SOBIE NIE POŁAMAŁAM?
To jak na razie pozostaje zagadką xd
No to ja się dzisiaj urywam. 
Nq c;




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz