Weekend był udany, nie powiem, że nie :)
Spotkałam się z Majką i nadrabiałyśmy zaległości, w końcu nie widziałyśmy się parę tygodni.
Postanowiłyśmy iść do jej babci. Po drodze spotkałyśmy kota, który zostawił rany kłute na moich rękach i uciekł do lasu ._.
No trudno, poszłyśmy dalej.
Jak już byłyśmy na miejscu zaczęły się wariacje z psem.
ja, krótkie spodenki, pies, pazury, łąka, krzaki i bieganie. Trzeba było się wyszaleć ;d
Ręce i nogi trochę ucierpiały, ale co tam.... ważne, że było zabawnie c;
A potem jeszcze wracać te 7km. Coś nas podkusiło żeby sobie pobiegać. Majka i jej perfekcyjna kondycja *ooo tak*.
Dobiegłyśmy. Dałyśmy radę, może i nie na czas, ale dałyśmy radę.
Położyłyśmy się na trampolinie i 'rozmawiałyśmy'.
Towarzyszyły nam dzikie śmiechy, śpiewy i od czasu do czasu w miarę poważniejsze tematy.
Oczywiście nie obeszło się bez komarów ;_;
W nocy miałam wielką rozsypkę. Pogubiłam się. Bałam się, że stracę wielki kawał swojego życia.
Wróciłam do Gdyni.
Tam czułam wielką swobodę, byłam w 100% sobą. Tu znowu jak na uwięzi.
Te 2 dni szybko minęły. Chyba za szybko.
Z jednej strony cieszę się, że tu jestem, ale z drugiej wiem, że będzie inaczej. Już nie jestem tą samą osobą co jakiś czas temu.
Inni się zmieniają, ja się zmieniam, czas zmienia punkt widzenia.
Czasem to lepiej, a czasem gorzej.
Te wakacje będą chyba moimi ostatnimi dobrymi wakacjami.
Następne to będzie całkowita odmiana. Nie jestem pewna czy się w tym odnajdę. Czy będę w stanie się przyzwyczaić. Czy wspomnienia nie wezmą góry.
moje największe szczęście <3 :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz