Cały czas myślę. Wiem, że nie warto marnować życia na takie błahostki. Ale czasami po prostu to boli. "Kiedyś blisko teraz obcy sobie ludzie". Jakaś masakra no. Są dni kiedy umiem z tym żyć, a są dni w których po prostu się załamuję, płaczę, robię się agresywna, zamykam się w sobie, w swoim świecie. Bo nikt poza mną nie wie jak ja się z tym czuje. I tak naprawdę nikt nie zna całej sytuacji. Mogłabym wszystko opowiedzieć komuś. Ale to nie znaczy, że on to dobrze zinterpretuje i będzie w stanie ogarnąć mój mętlik w głowie. Umiałabyś tak rzucić w niepamięć wszystkie wspaniałe chwile spędzone z osobą z którą aktualnie jesteś na zwykłym "cześć", podczas mijania się na korytarzu? Czasem nawet i ono znika. Mogłaś z nią porozmawiać o wszystkim. Wyspowiadać się, ona by Ci pomogła. Było zaufanie, była więź. I co? Wszystko zniknęło. *pstryk* i nie ma. To co było budowane przez szmat czasu zawaliło się w jednej minucie. Z dnia na dzień bardziej tęsknisz. Ale też przyzwyczajasz się do myśli, że to nie wróci. Z dnia na dzień ta osoba jest coraz ważniejsza, a Ty nie potrafisz nic z tym zrobić. W końcu dochodzi do takiego stopnia, że nie umiesz wyobrazić sobie dnia w którym nie myślisz o tej osobie. O tym gdzie jest, jak się czuje, co robi, z kim pisze o tym o czym pisała z Tobą. Jest już ona zakodowana w twojej głowie, na tak długo na ile jej pozwolisz. Ale wyobraź sobie, że ja wcale nie chcę żeby odchodziła. Chociaż zdaję sobie sprawę, że muszę jej na to pozwolić.
Chcę żeby było jak dawniej, ale nie będzie. I to jest największy cios. Przechodzę obok pamiętnych miejsc, ale nie zastaję tam pocieszenia, kolejna dawka smutku spowodowana tęsknotom. Nie masz na to wpływu. Już nie jesteś kimś ważnym. Jesteś tylko jednym ze znajomych któremu kiedyś mogłeś opowiedzieć swoją historię. Teraz tego wszystkiego nie ma. Ze wszystkiego można się pozbierać ale człowiek nigdy nie będzie taki sam. Ta sytuacja dosyć mnie zmieniła. Stałam się wrażliwsza. Wiem co to krzywda, jak bardzo boli uśmiech. Miałaś tak, że uśmiechałaś się tylko po to by się nie rozpłakać? Ja tak mam na co dzień. To jest rutyna. Nie potrafię już spokojnie zasnąć bez analizy wszystkiego od początku. Od narodzenia znajomości, aż do urwania kontaktu. A potem jeszcze śnię o niemożliwym. Jak już wydaje mi się, że kompletnie mam to już gdzieś – świat robi mi na złość. Słowa tamtej osoby są wypowiadane przez kogoś innego. I ‘mam to gdzieś’ jakby nie istniało. Znowu to samo. Znowu się sypiesz, żeby się potem pozbierać. A potem znowu rozsypać. Kolej rzeczy może i jest straszna. Ja jeszcze się z nią nie pogodziłam. Wiem, że są dobre i gorsze dni. Ten dzisiejszy jest jednym z tych gorszych. Nikomu nie polecam tego uczucia.
Coś z moich przemyśleń.
To jest chyba coś na dzisiaj :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz